wychodzenie ze strefy komfortu - oznacza wspaniale wspomnienia choć na początku - jest trudno to opłaca sie, bo zauważamy rzeczy, których nigdy nie znaliśmy. w ciągu 7 dni naprawdę może się dużo wydarzyć i tak sie wydarzyło we Włoszech.
nasza podróż rozpoczęła się przed 5 rano gdy wylądowałyśmy na warszawski Okęciu i czekałyśmy na samolot do Włochy- Bergamo.
po prawie 2 godzinach lotu - przywitał nas żar lejący się z nieba - a była przecież 8 rano. Ale klimatyzowany autokar okazał sie zbawieniem.
jeżdżę z koleżanką - bo co dwie głowy - to nie jedna - mi dobrze wychodzi organizowanie noclegu i planowanie co zobaczymy - Aga pamięta o takich rzeczach jak pozostawienie bagaży i pilnuje mapy (bo ja sie gubię)
po godzinie w autokarze wysiadłyśmy na dworcu centralnym.
poszłyśmy do przechowalni bagażu - oddać nasze walizki by spokojnie i bez ciężaru zwiedzić Mediolan.
zawsze zastanawiałam sie po c przechowalnie bagażu, kto tam zostawia bagaże - no to teraz wiem - gdy ma sie podróżuje i tylko nocuje u miejscowych w ciągu dnia to zbawienie oddać walizkę i spokojnie zwiedzić miasto.
za każdą walizę pobierana jest opłata. pierwsze 6 godzin kosztuje 5 euro, każda następna
0,90 centów za godzinę. wyszło nas niecałe 8 euro od osoby.
pierwsze kroki zawsze na naszym planie - to zjedzenie czegoś lekkiego i wypicie kawy.
Zasada jedna - oddalić sie od głównej ulicy, skręcić w małą uliczkę i szukać mieszkańców oblegających jakąś kawiarnię - znalazłyśmy dość szybko - bo głód a raczej zaspanie nam rzucało sie w oczy
ja wzięłam doppio espresso - czyli podwójne espresso z kroplą mleka - cudowne i mocne ( w Polsce takiej kawy sie nie kupi) 2 euro (zwykłe espresso 1 euro).
teraz mogłyśmy wybrać sie na zwiedzanie tak uwielbianego przez wszystkich Mediolanu.
zaczęłyśmy zwiedzanie od Stadionu. Pojechałyśmy tam metrem - wybrałyśmy bilet 24 godzinny miejski za 4 euro ;))
Niestety stadion z powodu koncertu był zamknięty ;(( no cóż pozostało nam zrobic kilka zdjęć z zewnątrz i pojechanie dalej.
żar lał sie z nieba i tu poznaliśmy złą część Mediolanu - w Mediolanie bardzo trudno znaleźć sklep spożywczy, super-market (one są ale na obrzeżach miast gdzie można dojechać tylko samochodem)
i ratowałyśmy się woda z kraników (których jest tam kilka, wodą z automatów, które znajdują sie w metrze i kapaniem w fontannach ;)))
później wycieczka od słynnej katedry na Piazza del Duomo ;)))
najbardziej oblegany przez turystów i "handlarzy" dających bransoletki ze sznurka - na szczęście i za darmo. niestety te za darmo kosztuje 2-5 euro.
dostajesz do ręki suchy makaron i zaraz pojawia sie wokół ciebie mnóstwo gołębi, które zaczynają jeść ci z ręki.
no i oczywiście chętnie ci robią zdjęcia aparatem a później mówią ile masz im zapłacić ;)))
Ale warto wydać te kilka euro by mieć te zdjęcia ;))
czas wybrać sie na lunch - w końcu po to przyjechałyśmy do Włoch by jeść makaron i pizzę itd. ;)))
choć uśmiecham sie gdy przypominam sobie, że w jednej z restauracji napisane było wielkimi literami. drodzy turyści my pizzy nie podajemy. Włoska kuchnia to nie tylko pizza ale tez inne danie, które podajemy ;)))
oddaliłyśmy się od centrum i znalazłyśmy przemiłą małą knajpkę (menu tylko po włosku, kelnerzy nie znają angielskiego, prosty wystrój - to oznacza dobra kuchnię)
ja wzięłam spaghetti z Botargą - Suszona i sproszkowana ikra tuńczyka - Bottarga di tonno
mi smakowało - choć powiem, że smak dziwny - ale dla mnie bardzo smaczne i oczywiście do tego karafka domowego białego wina ;)))
dalsze zwiedzanie
budynek piękny, sklepy z najwyższej półki
samo miejsce mnie zachwyciło, ale moda na którą i tak nie mogę sobie pozwolić mnie nie kręci ;)))
uniwersytet
po zwiedzaniu odebrałyśmy bagaże i pojechałyśmy odpocząć ;))
juz drugi raz korzystamy z https://www.couchsurfing.com
i tym razem pojechałyśmy pod Mediolan - dokładnie jeden przystanek metra za strefą miejską ;)
bardzo przyjemne miejsce - nawet poczułam sie jak u siebie na Żoliborzu ;)) kameralnie i zielono
po całym dniu chodzenia, po pobudce o 3 rano - nasz gospodarz zaproponował bieganie - wzięłam buty biegowe, ale bałam sie bo ostatnio biegałam w szkole podstawowej (później zwolnienia z wf-u)
poprosiłam go by nie pozwolił mi sie poddać bo muszę przebiec 5 km ;)))
udąło się, choć miałam chwile zwątpienia już po pierwszych 200 metrach ;)) szczęśliwa wróciłam do domu mój czas 45 minut ;)) zmęczona wzięłam prysznic, zjadłam kolację.
z koleżanka zadecydowałyśmy, że nie zostajemy w Mediolanie tzn - przynajmniej spróbujemy pojechać pociągiem na cały dzień do jakiejś inne miejscowości. wybór padł na Como ;)
Mediolan mnie nie zachwycił. drogie sklepy i nocne kluby mam na co dzień w Warszawie,
mnóstwo bezdomnych i smieci na ulicy
w następnych odcinkach dalsze moje przygody i zwiedzanie we Włoszech
dowiecie sie dlaczego spędziłam noc na dworcu centralnym i co ma metro z tym wspólnego
keep calm and go to Milano - to na pewno nie moje hasło ;)))
najważniejsze :
jak wyjdziecie z dworca Centralnego - zaraz na wprost po prawej będzie pizzeria Miniera D ' Oro
nie polecam - jedzenie średnie a oszukują. cena pizzy w menu 15 euro a właściciel dolicza 15 euro dodatkowo za napiwek ;((( czyli 32 euro za mała pizze i dwie herbaty ;(( tragedia
ale obok po lewej jest kawiarenka. bardzo miła obsługa i dobra kawa no i mc donald - bo on działa najdłużej i jak czeka sie na pociąg to jedyna opcja ;)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz